:: dana w mediach ::

"Piosenka przyszła z wojska"

(Rzeczpospolita -Jan Cieślak,13 sierpień, 1999)

Patrol uzbrojonych po zęby izraelskich żołnierzy. Krok od sklepu muzycznego z pirackimi płytami w arabskiej części jerozolimskiej starówki. To obrazek, który dla osób znających historię izraelskiej muzyki pop uderza paradoksem. Show-biznes ma bowiem korzenie w wojskowych zespołach i orkiestrach. Byli żołnierze, dziś gwiazdy, są okradani, gdy ich młodsi koledzy ze służby bezczynnie stoją przy pirackich witrynach.

Prawo jest dobre - uspokaja Michael Tunis, jeden z trzech największych wydawców w kraju. - Niestety, kraj ma na głowie większe problemy. A ci młodzi chłopcy nie wiedzą, która płyta jest piracka, a która legalna.

Mimo tych kłopotów izraelska muzyka jest dziś na ustach całego świata. Przyczyniła się do tego zwyciężczyni w konkursie Eurowizji, transseksualistka Dana International, która złamała religijne tabu żydowskich rabinów, oraz godna podziwu Ofra Haza, śpiewająca do bałkańskiej muzyki Bregovicia. Czy wreszcie Noa, izraelska wokalistka, pochodząca z Żydów jemeńskich, która wychowywała się w Nowym Jorku, a do ojczyzny powróciła, by odbyć dwuletnią służbę wojskową, i sprzedała na świecie 1,5 mln płyt. Izraelska muzyka odbija skomplikowane relacje między religią i postępem, tradycją i nowoczesnością jednej z najciekawszych kultur świata.

Golan to nie Wietnam

Muzyka pop słuchana na całym świecie przez hipisów i pacyfistów, w Izraelu miała swe prapoczątki w jednostkach wojskowych. Trudno by chyba znaleźć drugi taki przykład, mimo że wojskowy epizod w karierze odnotował sam król rock and rolla Elvis Presley. W młodym, walczącym o swoje granice, Izraelu ma go w swojej biografii niemal każda gwiazda, a płeć nie gra roli. Mundur noszą przecież także dziewczęta.

- W latach pięćdziesiątych w każdej jednostce działała sekcja muzyczna - opowiada Mihal Talti, dziennikarka muzyczna największego niezależnego izraelskiego dziennika "Haaretz". - Skupiały młodych śpiewaków, tancerzy, muzyków, dyrygentów, ale też tekściarzy i kompozytorów.



Dana International wygrała konkurs Eurowizji.

Zespoły te grały najczęściej muzykę inspirowaną żydowskim folklorem, ale, jak się okazało, dzięki nim rozwijały się talenty, łączyły w grupy przyszłe gwiazdy. Można o tym pomyśleć z zazdrością, przypominając sobie lata żołnierskiego festiwalu w Kołobrzegu. Po zakończeniu służby wojskowej izraelscy muzycy nie musieli kontynuować kariery pułkowej gwiazdy. W cywilu grali folk, ale też muzykę pop. Taką drogę przeszedł ulubieniec kilku już pokoleń izraelskich słuchaczy Shlomo Artzi. Kto, słuchając jego poprockowej muzyki o nieco lirycznym zabarwieniu, pomyślałby, że był kiedyś solistą sił morskich Izraela? Do dziś, już bez munduru, sprzedaje 120 - 140 tys. egzemplarzy swoich kolejnych albumów.

Równie duże znaczenie, jak armia, miała dla izraelskiej muzyki pop miejscowość Ramly. Trudno znaleźć w historii światowego rocka jej odpowiednik. To połączenie nadmorskiego Brighton w Anglii, gdzie przyjeżdżali na początku lat sześćdziesiątych rockersi, i bogatej w butiki londyńskiej Oxford Street. Właśnie w Ramly w kilku klubach rozkwitła muzyka bigbeatowa Izraela. I tym razem dała o sobie znać specyfika izraelskich losów. Bogactwu brzmień nie towarzyszyła ideologia hipisów, hasło "Make Peace, Not War". Armia stanowiąca fundament egzystencji żydowskiego narodu nie była tak jak w Stanach Zjednoczonych instytucją wywołującą kontrowersje. Wzgórza Golan nie stały się dla izraelskiej młodzieży drugim Wietnamem.

- Pojawiały się piosenki wymierzone w służbę wojskową. Ale był to margines - mówi Mihal Talti.

Światowa gwiazda

W latach osiemdziesiątych sercami izraelskich fanów muzyki zawładnęli idole zza oceanu, wśród nich Bruce Springsteen. Dziś można zaliczyć w ich poczet wokalistkę Noa, znaną w Izraelu jako Achinoam Nini. Jej oryginalna stylistyka mająca źródła w żydowskiej tradycji była na tyle intrygująca, że Noa nagrywa teraz dla słynnej amerykańskiej firmy Geffen, znanej z płyt Aerosmith, Guns'n'Roses i Nirvany.

- Kariera Noa jest tym bardziej satysfakcjonująca, że nie jest ona typową popową piosenkarką - cieszy się Asher Bitansky, menedżer.

Noa urodziła się w rodzinie Żydów jemeńskich. Opuściła Izrael wraz z rodzicami i wyemigrowała do Nowego Jorku. Wróciła do kraju na własną rękę, mając lat siedemnaście, by, jak przystało na izraelską dziewczynę, w wieku osiemnastu lat odbyć w ojczyźnie dwuletnią służbę wojskową. Tak jak Shlomo Artzi zaczynała śpiewać w zespołach wojskowych. Już w cywilu rozpoczęła triumfalny pochód przez sceny świata. Śpiewała na uroczystym koncercie w Watykanie w 1994 roku, kończącym rok rodziny. W lutym bieżącego roku uświetniła konferencję ekonomiczną w Davos i uroczystą berlińską galę Fundacji Shoah Stevena Spielberga.

Wpływy arabskie

Noa potwierdza, że siłą napędowa izraelskiego show-biznesu jest diaspora i kolejne fale imigrantów. Nowoczesność miesza się z historią. Tradycja Żydów aszkenazyjskich i sefardyjskich z wpływami laickimi, ale też Żydów jemeńskich. Z tego kręgu, poza Noa, wywodzi się Eyal Golan, autor muzycznego rekordu sprzedaży w Izraelu.

- Sukces Golana nie był przesądzony - zastrzega Mihal Talti. - Mimo że za debiutującym wokalistą stało dwóch muzyków bardzo znanej popowo-tanecznej formacji Ethnix, Zeev Nehama i Tamir Kaliski. To oni napisali przebojowe piosenki dla Golana i chodzili od firmy do firmy. Jednak nikt nie chciał wydać płyty.

Mihal Talti podkreśla, że problem związany był między innymi z kontrowersjami natury artystycznej i narodowościowej. Zdarzało się, że wśród zasiedziałej w kraju części izraelskiego społeczeństwa - ma ono korzenie amerykańskie bądź europejskie - podważano wiarygodność żydowskiego pochodzenia imigracji jemeńskiej. Zwłaszcza że wyróżniała się ona ciemniejszą karnacją skóry i silnymi arabskimi naleciałościami zarówno w kulturze, jak i języku, którego używała w muzułmańskim Jemenie.

Jak się okazało, orientalne motywy arabskie i inny rytm muzyki Golana nie były przeszkodą, lecz atutem. Rynkowa siła przebicia spółki kompozytorskiej i odnoszącego sukcesy wokalisty stała się fundamentem świetnie prosperującej małej i niezależnej firmy płytowej Sultan Records. Szefowie izraelskich kolosów fonograficznych musieli sobie pluć w brodę.

Religia i prąd

Gdy rozmawia się z młodymi Izraelczykami, słucha tego, co mają do powiedzenia młodzi muzycy, trudno nie zauważyć, że muzyka otworzyła przed nimi nowe perspektywy, włączyła ich w nurt światowej kultury masowej. Golan udowodnił, że rytmy arabskie mogą podobać się wbrew takim skomplikowanym kwestiom politycznym, jak proces pokojowy z narodem palestyńskim. Dana International złamała religijne tabu. W boysbandzie Eden, reprezentującym w tym roku Izrael w konkursie Eurowizji, było dwóch czarnoskórych wokalistów nie posiadających izraelskiego obywatelstwa, którzy podkreślali w mediach swoją przynależność do kultury kraju, w którym mieszkają. To rzeczy, które cieszą zwolenników laicyzacji państwa i jego rozwoju w duchu postępu. Martwią i niepokoją tradycjonalistów obawiających się, że jedna z największych i najstarszych kultur świata upodobni się do papki serwowanej przez międzynarodowe koncerny i media.

- Nie wszystko wygląda tak różowo, jak prezentowano to zagranicznym dziennikarzom w czasie Eurowizji - mówi kilka dni po zakończeniu imprezy pracownik uniwersytetu w Tel Awiwie, sześćdziesięcioletni Leo, którego matka pochodziła ze Lwowa.

Leo przedstawia kulisy jerozolimskiej imprezy, która stała się powodem sporych kontrowersji między postępowcami i tradycjonalistami. Eurowizja miała się odbyć w czasie trwającego od piątku do soboty szabasu, a Jerozolima, w przeciwieństwie do zlaicyzowanego Tel Awiwu, jest zamieszkana i rządzona przez religijną większość. Idące pełną parą w świętym dniu przygotowania do koncertu w oczywisty sposób kłóciły się z zasadą rezygnacji z wszystkich, nawet najdrobniejszych, czynności. Wymownym symbolem tej zasady są chusteczka zawiązana u rękawa religijnego Izraelczyka po to, by nie musiał jej wyciągać z kieszeni, czy też szabasowe windy zatrzymujące się automatycznie na każdym piętrze bez potrzeby wciskania guzika.

- Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy władze miasta nie zdecydują się na wyłączenie prądu w sali koncertowej, o co zabiegali rabini - wyjaśnia Leo. - Nie rozumiem tego. Na całym świecie nawet w święta gra się koncerty, chodzi na zakupy. W Izraelu mamy z tym problem. Jaki sens ma nakaz szabasu, jeśli młodzi ludzie z Jerozolimy i tak przyjeżdżają w piątek na dyskoteki do Tel Awiwu. Nie ma co fałszować rzeczywistości.

Mihal Talti z niezależnego dziennika "Haaretz" nie uważa, by religijni fundamentaliści walczyli z rockiem, po prostu go nie słuchają. Wyjaśnia też, że protesty rabinów przeciwko transseksualistce Danie International nie dotyczyły muzyki, lecz zmiany płci, co było niezgodne z prawem Bożym. Nawet rytmiczna muzyka, jak pokazują chasydzi, może być wehikułem modlitwy. Na deptaku nowej Jerozolimy, niedaleko Yafo Street, roztańczeni młodzi Izraelczycy z pejsami świadczącymi o ich religijności, tańczą do rytmu puszczanej z przenośnego magnetofonu nowoczesnej muzyki. Jeśli chodzi o dynamikę tańca, niewiele ich różni od widywanych w Nowym Jorku ulicznych tancerzy hip-hopu. Poza tym, że śpiewają o miłości Boga.

Propiracka mentalność

Na konferencji Międzynarodowej Federacji Przemysłu Fonograficznego w Londynie Izrael wraz z Autonomią Palestyńską zostały uznane za kraje o najwyższym wskaźniku piractwa. Jego przyczyną jest niespotykany na całym świecie prawny paradoks. W Autonomii Palestyńskiej nie ma prawodawstwa antypirackiego.

- Łamią prawo, zalewają nas lewym towarem, ale nie możemy tam wkroczyć z naszym wojskiem ani policją - mówi Tunis.

Tunis odniósł ostatnio sukces. Pojechał na rozmowy z palestyńskim ministrem handlu i przemysłu. Osiągnął kompromis. Zatrzymano produkcję największej nielegalnej wytwórni w Hebronie.

- Ale wszystko odbyło się na słowo - komentuje szef Hed Artzi. - Jeśli zechcą, znowu będą tłoczyć nielegalne nagrania.

Przyczyn prosperity pirackich nagrań Tunis upatruje także po stronie Izraelczyków.

- To kwestia mentalności. Część naszego społeczeństwa nie ma żadnych skrupułów, żeby kupować nielegalne nagrania - uważa Michael Tunis. - Za dużo jest imigrantów z Rosji, którzy szmuglują płyty.

W tym kontekście zadziwia znikomy udział w izraelskim pop-rocku szacowanej na milion osób imigracji rosyjskiej. Wyjątkiem jest zespół o nieco szokującej nazwie Ausweiss.

Problem piractwa spędza sen z powiek także sprzedawcom. Ori, młody i rzutki menedżer, kieruje sklepem muzycznym największej sieci muzycznej w kraju "Piccadily", niedaleko pasażu Ben Yehuda w Jerozolimie. Wkoło mnóstwo restauracji, McDonaldów, Pizza Hut, Burger King. Snują się zagraniczni turyści. Niestety, biznes nie idzie najlepiej. A jednak Ori mówi o przyczynach tej sytuacji z godnym podziwu spokojem i lojalnością wobec rządu.

- Policji trudno jest namierzyć wytwórnie. Nie zajmują wiele miejsca, a jeden dobrze ukryty człowiek szukany przez setki policjantów może wyprodukować tysiące płyt - tłumaczy.

Ori nie zgadza się z tym, że cena legalnych CD, czyli średnio 20 dolarów, jest zbyt wysoka dla obywateli. Innego zdania jest Simha. Sprzedaje płyty w Tel Awiwie, w pasażu położonym przy Teatrze Kameralnym.

- Można kupić pirackie płyty za dwadzieścia, a nawet dziesięć szekli. Oryginalne płyty są za drogie - komentuje Simha. Odrzuca jednak pokusę łatwego biznesu.

- Całe życie byliśmy z mężem uczciwymi ludźmi i nie chcemy tego zmieniać. W tym roku sprzedajemy płyty - mówi. - Co będziemy robić w przyszłym, nie wiadomo...

JACEK CIEŚLAK

Gwiazdy i bilety

Wokalistka Noa sprzedała na świecie 1,5 mln płyt. Dana International wygrała konkurs Eurowizji w 1998 roku. Światową sławę zyskała też Ofra Haza, znana z płyty "Underground" Gorana Bregovicia. Shlomo Artzi jest gwiazdą o największym dorobku i najdłuższej karierze. Yehuda Poliker, słynny tekściarz i kompozytor, łączy grecką muzykę z izraelską poezją.

W Izraelu nie ma dużych festiwali rockowych. Bilety na gwiazdę zagraniczną kosztują 160 - 240 zł, na lokalną od 70 do 120 zł.

Fonografia

Koszt produkcji albumu szacuje się na powyżej 50 tys. dolarów. Cena oryginalnego CD waha się od 70 do 90 zł, kaset - od 35 do 50 zł; pirackich CD od 20 zł do 30 zł. Rekord sprzedaży należy do płyty "Without You" Eyala Golana - 350 tys. egz. Izraelski rząd ocenia straty, jakie przyniosła w 1998 roku sprzedaż pirackich płyt, na 60 mln dolarów. Na siedem mln legalnie wydanych CD - trzy mln było pirackich. Projekt nowelizacji ustawy o prawie autorskim proponuje 120 tys. dolarów kary za działalność piracką.

- Żaden z gigantów (Universal-PolyGram, EMI, Sony, BMG, Warner) nie zdecydował się wejść do Izraela bezpośrednio, bo mamy za mały rynek - mówi Michael Tunis z Hed Artzi. - Zraża ich nieustabilizowana sytuacja polityczna, konflikty z Arabami. Udział izraelskich wykonawców w sprzedaży wynosi około 50 proc. rynku.

:: Zurück Back Powrót ::

 

© 1999-2009 chp design